W sobotni wieczór Raków Częstochowa zmierzył się na własnym stadionie z Legią Warszawa. Obie drużyny grały ze sobą stosunkowo niedawno, bo trochę ponad 2 miesiące temu. Był to oczywiście finał Pucharu Polski, w którym to Legia pokonała Raków po rzutach karnych. Dziś zawodnicy z Częstochowy mieli szansę na rewanż, a zarazem na sięgnięcie po Superpuchar Polski już 3. raz z rzędu. Tak się jednak nie stało i zwycięską passę Rakowa przerwała Legia, pokonując gospodarzy po rzutach karnych 6:5.

Początek pierwszej połowy był z pewnością mniej agresywny niż miało to miejsce w ostatnim spotkaniu tych drużyn. Nie oglądaliśmy żadnej czerwonej kartki, a co więcej, nie oglądaliśmy żadnych kartek, tylko czystą i wyrównaną grę. Legia, tak jak to ma w zwyczaju, ruszyła na swoich rywali wysokim pressingiem i od początku szukała swoich okazji do zdobycia bramki. Raków natomiast, lekko wycofany, ale mimo agresywnej gry rywali, spokojny i nie popełniający błędów. Gospodarze doczekali się swojej okazji już w 11. minucie spotkania, kiedy to Bogdan Racovitan odebrał dośrodkowanie po rzucie rożnym i głową skierował piłkę prosto w poprzeczkę. Chwilę później odegrać próbowała się Legia – dośrodkowanie w polu karnym prosto na główkę otrzymał Tomas Pekhart, ale źle trafił w piłkę i nie zdobył bramki. Po tych dwóch sytuacjach tak naprawdę nie doczekaliśmy się już groźnych okazji w pierwszej połowie. Legia utrzymywała swój wysoki pressing, a Raków wtedy kiedy mógł, starał się przerywać akcję i wykorzystywać okazję do skontrowania rywali. Ostatecznie zawodnicy zeszli na przerwę przy wyniku 0:0.

Na początku drugiej części spotkania nie oglądaliśmy żadnych znaczących zmian, jeśli chodzi o obraz gry meczu. Cały czas spotkanie było bardzo wyrównane i żadna z drużyn nie była w stanie stworzyć sobie dobrej sytuacji do zdobycia bramki. Świetną okazję w 57. minucie po raz kolejny miał Tomas Pekhart, który po dośrodkowaniu Pawła Wszołka znalazł się praktycznie przed pustą bramką, ale trafił jedynie w słupek i nie zmienił wyniku spotkania. W 62. minucie mieliśmy kolejną szansę, która ponownie należała do Legii Warszawa. Paweł Wszołek znalazł się w idealnej pozycji do tego, żeby wystawić piłkę któremuś ze swoich kolegów, ale zdecydował się samodzielnie zakończyć tę akcję i oddał strzał, który pewnie obronił Vladan Kovacević. W 78. minucie w dobrej sytuacji znalazł się Josue, który zebrał odbitą piłkę, ale uderzył prosto w ręce Kovacevicia. Wszystko wskazywało na to, że obie drużyny czekają już na rzuty karne. W 95. minucie jednak świetnym rajdem na bramkę popisał się Ben Lederman – przeszedł 3 rywali, wystawił piłkę do Marcina Cebuli, który podciął piłkę, przelobował Kovacevicia, ale ten niestety trafił jedynie w poprzeczkę. To była ostatnia groźna akcja w tym spotkaniu i tym samym przyszedł czas na rzuty karne.

Zgodnie z powiedzeniem „historia lubi się powtarzać”, drugi raz z rzędu w pojedynku Legii z Rakowem, a zarazem ponownie w finale z udziałem tych drużyn, oglądaliśmy konkurs jedenastek. Pierwszy pomylił się Marcin Cebula, który rozpoczynał 3. serie jedenastek. Świetnie wyczuł go Kacper Tobiasz i obronił strzał zmierzający w lewy dolny róg bramki. Chwilę później na interwencję Tobiasza odpowiedział Kovacević, najpierw wyczuł, a następnie obronił strzał Macieja Rosołka. Przy wyniku 5:5 przy swoim strzale pomylił się Jean Carlos i posłał piłkę w trybuny. Do decydującego karnego podszedł Maik Nawrocki i pewnie go wykorzystał, tym samym dając Legii zwycięstwo.

Legia tak jak przeszło 2 miesiące temu, okazała się lepsza w rzutach karnych i podniosła puchar. Kibice na rewanż będą musieli poczekać aż do 7 października, kiedy Legia podejmie Raków na Łazienkowskiej w spotkaniu ligowym. Swoje następne mecze obydwa zespoły zagrają już za tydzień, na inaugurację sezonu 23/24 w PKO BP Ekstraklasie. Obie drużyny zagrają u siebie – Legia z ŁKS-em, a Raków z Jagiellonią Białystok.

RAKÓW 0:0 LEGIA (5:6 po rzutach karnych)