Co to był za dzień na boiskach Orlen Basket Ligi! Dwie dogrywki i 243 zdobyte punkty w Lublinie, hit dnia w Warszawie, czy kolejny istotny test dla Arki, to tylko namiastka tego, co działo się w pierwszą sobotę grudnia. Zobaczymy zatem, jak dokładnie przebiegały wszystkie trzy dzisiejsze spotkania na parkietach polskiej ekstraklasy koszykarzy.

Start Lublin – Trefl Sopot 122:121 (21:16, 22:26, 27:35, 23:16, 29:28)

To było ponad 210 minut prawdziwego koszykarskiego spektaklu! Mistrz Polski po dwóch znaczących zmianach w składzie zawitał do Lublina, który w trakcie przerwy reprezentacyjnej stracił swojego lidera (Emmanuel Lecomte – kontuzja). W miejsce rozgrywającego sprowadzono innego Amerykanina – Tevina Browna, debiutującego w sobotę na parkietach Orlen Basket Ligi.

Fot. Start Lublin

Trzeba przyznać, że Brown wypadł w swoim debiucie naprawdę dobrze (21 punktów) dokładając się do sensacyjnego zwycięstwa swojego zespołu. Start przez trzy kwarty dzielnie stawiał opór Mistrzom Polski walczył z przyjezdnymi i to między innymi zasługa nowego gracza gospodarzy. Mimo wszystko lublinianie mogli, a może nawet powinni, odczuć dziś gorycz porażki. Wiąże się to głównie z przebiegiem ostatnich chwil czwartej kwarty, w której Trefl miał wygraną na wyciągnięcie ręki. Podopieczni Żana Tabaka na około minutę do końca tej części meczu prowadzili już 6 punktami i wydawało się, że żadna siła nie może im odebrać końcowego triumfu. Wówczas do gry wkroczył doświadczony CJ Williams, doprowadzając do wyrównania stanu meczu i tym samym do pierwszej tego dnia dogrywki.

Fot. Start Lublin

W niej początek należał zdecydowanie do przyjezdnych, którzy dość szybko zbudowali sobie 5 punktów przewagi. Solidna gra Trefla trwała jeszcze przez trzy kolejne minuty, jednak celna trójka Ousmane Drame zmieniła naprawdę wiele. Dzięki niej na tablicy wyników widniał rezultat 102:102. Wówczas nastąpiło odwrócenie ról i to Start w decydującym fragmencie pierwszej dogrywki objął prowadzenie, prezentując się zdecydowanie lepiej. Dobry styl i twarda walka mogły pozwolić lublinianom na rozprawienie się z rywalem kilka chwil później, jednakże skuteczny rzut dystansowy Jarosława Zyskowskiego przedłużył nam ten pojedynek o dodatkowe 300 sekund.

Fot. Trefl Sopot

Druga dogrywka ponownie przyniosła nam ogrom emocji bowiem żadna z drużyn nie chciała odpuścić nawet na chwilę. Niecelne osobiste Tyrana de Lattibeaudiere (skuteczność 1 na 4) mogły spowodować spore problemy dla podopiecznych Wojciecha Kamińskiego. Lublinianie wyglądali na bardzo zdeterminowanych i nawet rozpędzony Jarosław Zyskowski nie był w stanie ich zatrzymać. Sopocianie, pomimo ogromnych problemów z przewinieniami, walczyli dzielnie i na 7 sekund do końca, to Start przegrywał 120:121. Ostatecznie, decydujące punkty dla losów spotkania zdobył Courtney Ramey, dzięki czemu gospodarze zakończyli fenomenalną batalię w Hali Globus jako zwycięzcy.

Fot. Start Lublin

Start: Williams 29, Ramey 25, Brown 21, Karolak 21, De Lattibeaudiere 13, Drame 7, Put 6, Krasuski 0, Pelczar 0, Szymański 0

Trefl: Zyskowski 32, Best 26, Groselle 17, Johnson 16, Alleyne 11, Schenk 10, Van Vliet 5, Witliński 2, Weathers, Jankowski 1


Dziki Warszawa – King Szczecin 70:86 (21:21, 21:15, 17:31, 11:19)

Sobotni hit nie miał przynieść najwięcej emocji tego dnia, jednak wydarzenia z Lublina bardzo trudno było dzisiaj przebić. Mimo wszystko stracie Dzików z Kingiem (oba zespoły bilans 5-3) walczyły o umocnienie swojej pozycji w czołówce, a także stabilizację nierównej w tym sezonie formy.

Fot. Orlen Basket Liga

Pierwsza połowa, że szczególnym wskazaniem na drugą kwartę, należała do gospodarzy, po stronie których brylował przede wszystkim Andre Wesson. Amerykanin zdobył w drugiej części meczu aż 12 z 21 punktów zespołu, dzięki czemu Dziki schodziły na przerwę z 6 oczkami przewagi.

Po przerwie miejscowi zostali całkowicie stłumieni przez drużynę Wicemistrza Polski. Podopieczni Arkadiusza Miłoszewskiego zdominowali trzecie 10 minut meczu, pokonując Dziki aż 31:17. Najskuteczniejszymi zawodnikami po stronie Kinga w tym fragmencie był Przemysław Żołnierewicz (10 punktów), a także Aleksander Dziewa (8 oczek). Na nic zdawały się starania lidera gospodarzy, Janariego Joesaara, który zdobył w tym czasie niespełna 50% punktów drużyny (8 z 17).

Fot. Dziki Warszawa (FB)

Na ostatnią kwartę warszawianie wychodzili z 8 oczkami straty, co nadal dawało im nadzieję na powrót do walki o wygraną. Szczecinianie stanowili jednak silną i zgraną ekipę, skutecznie utrudniając zmniejszanie dystansu dzisiejszemu przeciwnikowi. Srebrni medaliści ubiegłego sezonu OBL nie pozwolili stołecznej drużynie zbliżyć się na mniej niż 7 punktów, a od stanu 77:70 zaliczyli serię 9-0, rozstrzygając spotkanie na swoją korzyść (86:70). Bardzo dobre minuty rozgrywał wówczas Przemysław Żołnierewicz, który był zdecydowanym liderem przyjezdnych po atakowanej stronie parkietu (22 oczka).

Fot. Basketball Champions League

Dziki: McGlynn 16, Wesson 14, Joesaar 13, Andersson 10, McGill 6, Szlachetka 4, Mokros 5, Grochowski 2, Bemder 0

King: Żołnierewicz 22, Dziewa 18, Myers 12, Brown 11, WHitehead 11, Woodard 5, Kostrzewski 4, Meier 3, Wójcik 0


PGE Spójnia Stargard – AMW Arka Gdynia 76:83 (20:18, 13:27, 21:23, 22:15)

Ostatni sobotni pojedynek w OBL po pierwszych kolejkach obecnej kampanii można było dość łatwo wytypować. Zdecydowanym faworytem byłaby PGE Spójnia, która na tle fatalnej wówczas Arki prezentowała się bardzo dobrze. W Gdyni rozpoczęto jednak przebudowę i jak można zauważyć, pierwsze trzy mecze przyniosły dwie wygrane, a także wiele innych pozytywów.

Początek spotkania należał natomiast do drużyny gospodarzy. Spójnia po wyrównanych pierwszych kilku minutach włączyła wyższy bieg i objęła 8-punktowe prowadzenie. Z biegiem czasu ta różnica zaczęła się znacząco zacierać, przez co po otwierających 10 minutach miejscowi mieli zaledwie dwa oczka więcej od gości z Gdyni.

PGE Spójnia Stargard

W drugiej części meczu AMW Arka wyglądała już zdecydowanie lepiej, grając naprawdę pewną i zdecydowaną koszykówkę. Liderami po stronie przyjezdnych był przede wszystkim Łukasz Kolenda, do którego dołączyli jeszcze Jakub Garbacz i Nemanja Nenadić. Dzięki wyżej wspomnianej trójce, gdynianie zbudowali sobie bezpieczną przewagę nad PGE Spójnią, która schodziła na przerwę z 12 oczkami straty.

Po przerwie zawodnicy trenera Andrzeja Urlepa nadal nie byli w stanie złapać odpowiedniego rytmu, zmniejszając swoje szanse na końcowe zwycięstwo. Stargardzianie w kolejnym meczu w tym sezonie wypadali bardzo słabo w grze ofensywnej, jednocześnie pozwalając przeciwnikowi na zdobywanie większej liczby punktów. Pomimo starań Aleksandara Langovicia, a także drobnego zrywu w czwartej kwarcie (22:15), gospodarze nie zagrozili już AMW Arce. Tym samym gdynianie zanotowali drugą wygraną z rzędu, odbijając się od dna tabeli Orlen Basket Ligi.

Fot. Arka Gdynia Kosz

Spójnia: Langović 18, Muhammad 15, Kowalczyk 12, Cooper 9, Gordon 8, Kikowski 6, Yam 4, Krużyński 3, Martinez 1, Borowski 0, Słupiński 0

Arka: Garbacz 21, Nenadić 16, Kolenda 15, Djordjević 12, Tolbert 11, Kamiński 2, Sewioł 2, Szumert 2, Szymkiewicz 2, Hrycaniuk 0