Sensacja we Włocławku! Anwil przegrał po raz pierwszy w tym sezonie, ulegając… ostatniej drużynie w tabeli! AMW Arka była dziś świetnie dysponowana, dzięki czemu w świetnym stylu pokonała włocławian w Hali Mistrzów 98:88.
To miała być czysta formalność. Arka, choć odmieniona, przyjechała do Włocławka jako ostatnia drużyna w tabeli Orlen Basket Ligi. Po drugiej stronie stał natomiast lider z prawdziwego zdarzenia, niepokonany od 10 spotkań Anwil, który chciał zakończyć rok w Hali Mistrzów kolejnym meczowym zwycięstwem.
Nie wszystko było jednak tak oczywiste, jak zakładano. Podopieczni Nikoli Vasileva prezentowali wyborną formę rzutową w I połowie poniedziałkowego starcia, dzięki czemu byli w stanie realnie zagrozić ekipie gospodarzy. Co więcej, świetna skuteczność nie opuściła ich już do końca spotkania. W efekcie gdynianie sprawili ogromną sensację, wywożąc z Włocławka komplet dwóch punktów.
Lider nie taki straszny
Gospodarze rozpoczęli dzisiejsze spotkanie dość nieśmiało, nie pokazując swojej dotychczasowej dominacji i ogromnej przewagi nad czerwoną latarnią ligi. Gdynianie nie bali się podejmować odważnych decyzji i co najważniejsze, trafiali do kosza na naprawdę dobrej skuteczności. Po akcji 2+1 w wykonaniu Nemanji Nenadicia przyjezdni objęli prowadzenie 7:4 i nie wyglądali, jak zespół odstający umiejętnościami od niepokonanych “Rottweilerów”.
Włocławianie nie mogli sobie jednak pozwolić na utratę kontroli nad meczem. W ekipie Selcuka Ernaka świetnie radzili sobie Nick Ongenda (7 pkt) oraz Luke Petrasek (5pkt). Podkoszowi dawali swojemu zespołowi ważne zbiórki ofensywne, a także sami po tych zbiórkach dokładali kolejne punkty na konto miejscowych.
Mimo wszystko największą gwiazdą pierwszej kwarty był Nenadić. Serb w fenomenalnym stylu prowadził grę AMW Arki, która w głównej mierze dzięki niemu dość długo pozostawała na prowadzeniu. Goście stracili je dopiero w ostatniej sekundzie pierwszej kwarty, kiedy to Karol Gruszecki popisał się efektownym rzutem z połowy boiska. W efekcie Anwil rzutem na taśmę zwyciężył premierową część tego pojedynku w stosunku 25:24.
Początek drugiej kwarty to skuteczny rzut trzypunktowy w wykonaniu Tomasa Pacesasa juniora. Litwin zaskoczył praktycznie każdego tym, że… w ogóle znalazł się na boisku. Warto zwrócić uwagę na fakt, iż Pacesas jr. do momentu rozpoczęcia poniedziałkowego starcia rozegrał w OBL zaledwie 5 minut.
Oprócz 24-latka z dystansu dwukrotnie przymierzył także Jordan Watson, a pod koszem rządził Stefan Djordjević. W efekcie Arka objęła najwyższe tego dnia, 7-punktowe prowadzenie (35:28), które pomimo starań fenomenalnego Petraska (12 pkt) czy Luke’a Nelsona (5 pkt) nie zmniejszało się.
Drobne zawahanie w starciu z najlepszą obecnie ekipą polskiej ekstraklasy potrafi jednak zaboleć. Przestój w obozie gości został momentalnie wykorzystany przez biało-niebieskich. Różnica między drużynami w drugiej połowie drugiej kwarty zaczęła nieco maleć, spadając w pewnym momencie do zaledwie trzech punktów (38:41).
Euforia w Hali Mistrzów nie trwała natomiast przesadnie długo. Dobra postawa serbskiego duetu Djordjević-Nenadić wciąż utrzymywała AMW Arkę na powierzchni, przez co miejscowi kibice ponownie nie mieli zbyt wielu powodów do zadowolenia. Co więcej, na minutę i 29 sekund do końca I połowy po celnej “trójce” Jakuba Garbacza gdynianie wyszli nawet na 12 oczek przewagi (53:41), która do przerwy urosła o jeszcze jeden punkt (57:44).
Piękny sen gości
Piękny sen gości nadal trwał! 15-minutowa przerwa w grze nie przeszkadzała rozpędzonej Arce w budowaniu coraz większej przewagi. “Trójki” wciąż wpadały (Nenadić, Garbacz), a za dwa skuteczne próby oddawali Kolenda i Djordjević, w związku z czym gdynianie dystansowali Anwil na 17 punktów! Niewiarygodne!
Gospodarze nie byli w stanie skutecznie odpowiadać na ponadprzeciętną dyspozycję rzutową swoich rywali. Pomimo udanych akcji Michała Michalaka czy Ryana Taylora nadal na ich drodze pojawiały się przeszkody. Fatalne straty czy przewinienia, a w szczególności niesportowe, jak miało to miejsce w przypadku Kamila Łączyńskiego, nie pomagały gonić rywali, którzy w 26 minucie meczu prowadzili już 71:53.
Końcówka trzeciej kwarty, przynajmniej optycznie, stała pod znakiem próby ustawienia twardej obrony miejscowych. Anwil starał się wymusić straty koszykarzy Arki, a także pozwalać na próby jej graczy jedynie z nieprzygotowanych pozycji. Nie zawsze taki scenariusz jednak się sprawdzał, co skrzętnie wykorzystywał Stefan Djordjević oraz Łukasz Kolenda. Ten drugi, w ostatniej akcji tej części gry, trafił jeszcze szalony rzut za trzy punkty, stojąc daleko za linią 6,75 m. Tym samym polski rozgrywający uciszył Halę Mistrzów, dając swojej ekipie bezpieczne prowadzenie w stosunku 78:63.
Początek czwartej kwarty to kolejny mocny cios ze strony przyjezdnych, a konkretnie Nemanji Nenadicia. Serb grał jak z nut, zapisując wówczas czwartą celną “trójkę” na swoje konto. Włocławianie natomiast dalej stosowali twardą defensywę, wielokrotnie będąc na granicy przewinienia. Presja i fizyczna koszykówka Arce jednak nie przeszkadzała. Dodatkowo, miejscowi nie pomagali sobie błędami popełnianymi w szybkim ataku, przez co ich strata nie schodziła poniżej granicy 11 oczek (najmniej 75:86).
W następnych minutach Anwil nieustannie próbował, starał się, ale nic z tych prób i starań nie wychodziło. Zawodnicy trenera Vasileva bronili się, jak najlepiej potrafili, co przynosiło przyzwoite efekty, ponieważ na minutę przed końcem spotkania goście prowadzili 8 punktami. Decydujący rzut za trzy chwilę później oddał jeszcze Jakub Garbacz, zamykając ten pojedynek, który zakończył się zwycięstwem jego zespołu 98:88.
Anwil Włocławek – AMW Arka Gdynia 88:98 (25:24, 19:33, 19:21, 25:20)
Anwil: Michalak 21, Petrasek 16, Taylor 11, Łączyński 9, Ongenda 9, Funderburk 9, Nelson 6, Gruszecki 5, Jackson 2, Sulima 0, Łazarski 0
Arka: Nenadić 23, Kolenda 20, Djordjević 17, Garbacz 12, Watson 11, Tolbert III 5, Szumert 5, Pacesas 3, Hrycaniuk 2, Szymkiewicz 0, Sewioł 0
Zostaw komentarz