Trzeba sobie powiedzieć wprost – to była szczególnie nieudana przygoda polskich zespołów w europejskich pucharach. Trefl, King i Śląsk łącznie w 30 spotkaniach wygrały zaledwie dwa, natomiast Anwil w nieco słabiej obsadzonym FIBA Europe Cup dotarł do drugiej rundy, jednakże tam pokonywały go zespoły ze Szwajcarii czy Belgii… Czas jednak zebrać wszystko w jedno miejsce i po krótce przyjrzeć się, co poszło nie tak oraz, co jakkolwiek odznaczyło się w pozytywny sposób w grze polskich ekip.
Trefl Sopot (EuroCup: bilans 1-17)

Fot. Trefl Sopot
Trudno powiedzieć cokolwiek dobrego, patrząc na bilans, z jakim swoje zmagania w EuroCupie zakończyła ekipa z Sopotu. Zaledwie 1 zwycięstwo w 18 spotkaniach, momentami porażki różnicą około 20 punktów czy totalna bezradność wobec rywali. Dokładnie taki obraz Trefla oglądaliśmy przez większość fazy zasadniczej drugiego najlepiej obsadzonego pucharu tuż po Eurolidze. Po drodze dochodziło do wielu zmian, jak chociażby odejście Tarika Phillipa, Andy’ego Van Vlieta lub też mniej istotnych elementów układanki (patrz: Robert McGowens). Co więcej, patrząc na średnie punktowe złotych medalistów ubiegłego sezonu OBL można dostrzec znaczącą różnicę między punktami zdobywanymi a punktami traconymi. Aż 10 oczek średnio mniej na spotkanie niż rywale? Tak zwyczajnie nie dało się wygrywać.
W tym wszystkim dało się jednak znaleźć jakieś pozytywy. Oglądając pierwsze starcia sopocian mogliśmy odnieść wrażenie, że brakowało trochę szczęścia, czasami też sami temu szczęściu Mistrzowie Polski nie zdołali pomóc. Po 5 kolejkach podopieczni Żana Tabaka nie mieli na koncie żadnej wygranej, natomiast najwyższy rozmiar porażki to 9 oczek (83:92) w pojedynku z Buducnostem Podgorica. Najbliżej celu Trefl był na inaugurację, która miała miejsce w Ergo Arenie. Wówczas do Trójmiasta przyjechał niemiecki ratiopharm Ulm i wywalczył on końcowy triumf dopiero po dogrywce.
Przełamanie fatalnej serii 13 porażek nastąpiło dopiero 8 stycznia, kiedy to Trefl udał się na Litwę, gdzie dosłownie przejechał się po BC Wolves (97:74). Niestety więcej sukcesów w EuroCupie już nie ujrzeliśmy, a sopocianie zakończyli rozgrywki na ostatnim miejscu w grupie A z bilansem 1-17. Mimo wszystko, momentami walki w obozie żółto-czarnych nie brakowało. Te momenty to jednak za mało, aby móc liczyć na coś więcej.
Śr. pkt/mecz:
Średnia punktów zdobytych ogółem: 76,3
Średnia punktów straconych ogółem: 86,2
Średnia punktów zdobytych u siebie: 76,5
Średnia punktów straconych u siebie: 87,3
Średnia punktów zdobytych na wyjeździe: 76,1
Średnia punktów straconych na wyjeździe: 85,1
King Szczecin (Basketball Champions League: bilans 0-6)

Fot. Basketball Champions League
Oj bardzo mocne to było zderzenie ze ścianą Wicemistrzów Polski. Średnia rzucanych punktów na mecz? – 64,7. Średnia traconych punktów na mecz? – 83,3. To mówi wiele. King został zmiażdżony przez swoich rywali w fazie grupowej. Zarówno Aliaga Petkim Spor, jak i Unicaja oraz Filou Oostende nie zostawiły złudzeń podopiecznym Arkadiusza Miłoszewskiego, którego zespół miał nie lada problem w skutecznym wykańczaniu akcji ofensywnych. Szczególnie problematyczne były delegacje, gdzie szczecinianie średnio rzucali 59,3 oczek. Krótko mówiąc – fatalnie.
Oczywiście, można twierdzić, że przez połowę fazy grupowej Kingowi brakowało rozgrywającego, prawdziwego „generała” na boisku, jakim jest Andy Mazurczak, jednak to i tak prawdopodobnie byłoby za mało na chociażby jedną wygraną. Poza tym, Mazurczak wystąpił w pierwszych trzech meczach i także nie zachwycił (6,3 pkt oraz 3,3 as).
Z plusów – nie jestem w stanie znaleźć realnego pozytywnego elementu w grze szczecinian. Tak ogólnie, można tutaj jeszcze odnotować debiut 15-letniego Antoniego Majcherka w starciu z Unicają Malaga (24 sekundy na boisku).
Śr. pkt/mecz:
Średnia punktów zdobytych ogółem: 64,7
Średnia punktów straconych ogółem: 83,3
Średnia punktów zdobytych u siebie: 70
Średnia punktów straconych u siebie: 86,7
Średnia punktów zdobytych na wyjeździe: 59,3
Średnia punktów straconych na wyjeździe: 80
WKS Śląsk Wrocław (Basketball Champions League: bilans 1-5)

Fot. Orlen Basket Liga
Trzeba przyznać, że pojedyncze wyniki Śląska w tegorocznej edycji koszykarskiej Ligi Mistrzów nie prezentowały się aż tak źle, natomiast w końcowym rozrachunku i tak porażek jest 5, a wygrana zaledwie 1. Wrocławianie w większości starć stanowili realne zagrożenie dla swoich rywali, jednakże bardzo często wyrównana walka kończyła się sukcesem drużyny przeciwnej, w dużej mierze przez błędy samych wrocławian. Zdecydowanie najbardziej niewygodnym przeciwnikiem dla WKS-u była ekipa Rytasu Wilno, która w dwumeczu rzuciła aktualnym brązowym medalistom OBL aż 196 oczek.
Co ważne, Śląsk przed ostatnią kolejką fazy grupowej zachowywał szansę na awans, ale musiał zwyciężyć spotkanie oraz dwumecz z Falco Szombathely. To pierwsze, ku uciesze wrocławskich kibiców, się udało, jednak drugi warunek koniec końców nie został spełniony – zabrakło dwóch oczek. W efekcie podopieczni trenera Joncevskiego, podobnie jak wcześniej wymienione dwie polskie ekipy, zakończyły zmagania w europejskich pucharach na etapie fazy grupowej.
Śr. pkt/mecz:
Średnia punktów zdobytych ogółem: 74,5
Średnia punktów straconych ogółem: 82,3
Średnia punktów zdobytych u siebie: 76
Średnia punktów straconych u siebie: 85
Średnia punktów zdobytych na wyjeździe: 73
Średnia punktów straconych na wyjeździe: 79,7
Anwil Włocławek (FIBA Europe Cup: bilans 5-7, faza zasadnicza (4-2) + druga runda (1-5))

Fot. FIBA Europe Cup
Patrząc na etap rozgrywek, Anwil spośród polskich zespołów doszedł najdalej, jednak obsada samego FIBA Europe Cup nie powalała na kolana. Pomimo awansu do drugiej rundy, po ekipie z Włocławka spodziewaliśmy się dużo więcej. W fazie grupowej włocławianie mierzyli się m.in. z ukraińskim Dnipro, portugalskim Sportingiem CP oraz włoskim średniakiem czyli Dinamo Sassari. Pojedynki z Dnipro oraz Sportingiem zostały wygrane w przekonujący sposób, natomiast dwie porażki z drużyną z Sassari mogły dawać znak, że nie wszystko działa tak, jak należy.
Pomimo dwóch przegranych starć w pierwszym etapie „Rottweilery” przechodziły do kolejnego etapu z dużymi nadziejami na powodzenie, bowiem rywale również nie należeli do najbardziej wymagających. Belgijskie Spirou Charleroi, niemiecki Ludwigsburg oraz szwajcarski Fribourg Olympic. Co mogło pójść nie tak? Jak mogliśmy zauważyć, praktycznie wszystko…
Porażki w pojedynkach z Belgami i Szwajcarami z pewnością nie powinny się przytrafić. Odpadnięcie Anwilu na etapie drugiej rundy FIBA Europe Cup, w dodatku z takimi przeciwnikami, można uznać w kategoriach dużego rozczarowania. Niestety nie było to pierwsze rozczarowanie postawą polskiego zespołu w walce o europejskie trofeum.
Z pozytywów, może trochę naciąganych – dość pewne rozprawienie się z Dinamo i Sportingiem w fazie grupowej oraz chwilowe zrywy w fazie pucharowej. Tak naprawdę trudno cokolwiek więcej powiedzieć o grze podopiecznych Selcuka Ernaka. Poza tym, na dość duży plus można dołożyć zebrane doświadczenie przez Bartka Łazarskiego. Fajnie, że trener Ernak traktuje go poważnie i dawał mu sporo szans do pokazania się na parkiecie.
Śr. pkt/mecz:
Średnia punktów zdobytych ogółem: 88,5
Średnia punktów straconych ogółem: 80,8
Średnia punktów zdobytych u siebie: 89
Średnia punktów straconych u siebie: 79,2
Średnia punktów zdobytych na wyjeździe: 88
Średnia punktów straconych na wyjeździe: 82,5
Zostaw komentarz