Dzisiaj trzeci dzień zmagań na XXXIII Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu, a walkę o miejsce w czołówce będzie toczyć Michał Siess. Przed imprezą czterolecia przeprowadziliśmy z nim krótki wywiad, który teraz prezentujemy i prosimy o trzymanie kciuków za naszego florecistę!

Igrzyska Olimpijskie w Paryżu będą Twoimi pierwszymi. Jakie emocje towarzyszą Ci przed debiutem?

Póki co jestem spokojny. Czas po uzyskaniu kwalifikacji był dla mnie bardzo emocjonujący, a następne dwa miesiące mentalnie i sportowo bardzo ciężkie. Aktualnie jestem na właściwych torach i czuję, że przygotowuję się jak do normalnych zawodów. Podejrzewam, że większe emocje poczuję podczas pierwszego wejścia do wioski olimpijskiej i na naszą salę zawodów, ale jestem też pewien, że z tymi emocjami sobie poradzę. 

Można powiedzieć, że masz szermiercze geny, a w Twoich żyłach płynie w pewnym sensie olimpijska krew. Jesteś synem brązowego medalisty z Barcelony. Myślisz, że to Ci pomaga i dodatkowo motywuje? 

Na pewno pomaga, bo przecież coś w tych genach muszę mieć, a poza tym czasami korzystam z rad taty. Poza tym nie czuję, żadnej presji by tacie dorównać czy go przegonić. 

Twój tata podpowiada Ci jak być lepszym zawodnikiem?

W technikę nie ingeruje, a uwagi taktyczne czy odnośnie zachowania na planszy czasem ma. Jesteśmy jednak też znacząco inni. On wchodził na bardzo wysoki poziom pobudzenia czy wręcz agresji i wdawał się z przeciwnikiem w bójkę. Ja też muszę mieć mocne pobudzenie i walczyć na wysokich obrotach, ale od tego momentu skupiam się przede wszystkim na sobie. 

Dlaczego wybrałeś szermierkę? Skłoniło Cię do tego jakieś szczególne wydarzenie, a może zdecydowały rodzinne tradycje?

Mieszkałem 5 minut od Szkoły Podstawowej nr 70 w Gdańsku, która od pierwszych klas ma zajęcia szermiercze i z niej wywodzi się wielu znakomitych szermierzy. Poza tym zapewne też tradycje rodzinne, ale nigdy do trenowania nie byłem zmuszany.

Czym by się zajmował Michał Siess, gdyby nie szermierka? 

Jeśli poszedłbym w sport to byłbym tenisistą albo siatkarzem. Jeśli nie to zapewne w biznes z ewentualnym łączeniem z karierą naukową. 

W ubiegłym roku zdobyłeś złoty medal Igrzysk Europejskich w Krakowie. Co wtedy czułeś?

Dużo pozytywnych emocji, ale też szok. Chyba tak naprawdę nie dałem po sobie poznać jakiejś nadzwyczajnej radości, ale proszę mi wierzyć, że wspominam to wszystko świetnie. Poza tym czułem, że naprawdę w końcu osiągnąłem wynik na miarę moich możliwości. 

Od pewnego czasu wyjeżdżasz regularnie na treningi do Włoch. Co poprawiłeś dzięki regularnym wizytom we Frascati? 

Na pewno cenię to, że jest więcej seniorów na najwyższym światowym poziomie, z których można brać przykład. Także to, że ten klub jest tak świetny, że praktycznie co tydzień przyjeżdżają inni zawodnicy do walk, więc różnorodność sparingpartnerów jest praktycznie nieograniczona. Poza tym dodatkowe lekcje indywidualne z włoskim trenerem w innym stylu też pozytywnie na mnie wpływają. Dodatkowo gdy u nas jest okres jesienno-zimowy to tam zawsze trochę słońca mi pomoże. W Gdańsku oczywiście też poziom treningowy jest dosyć wysoki, ale jednak jestem zdecydowanie najstarszym i najbardziej doświadczonym zawodnikiem. Podpatruję młodszych, żeby ciągle być na bieżąco i żeby nic mi nie uciekło i jak sądzę, młodsi też biorą przykład ze mnie. 

Jak oceniasz przygotowania do sezonu olimpijskiego? Wszystko poszło po Twojej myśli? A może nie jesteś z czegoś do końca zadowolony? 

Cały sezon olimpijski od początku traktowałem tak, że na igrzyskach wystartuję. W zasadzie to od trzech lat tak do tego podchodziłem. Poza tym – igrzyska odbywają się w takim terminie, w jakim w normalnym sezonie odbywałyby się Mistrzostwa Świata. Wobec tego cykl treningowy nie różnił się znacząco. Co do ostatniego czasu to powiedziałbym, że od początku czerwca przygotowania przebiegają zgodnie z planem. Gdzieś w międzyczasie w maju pojawiła się choroba i dużo długich podróży w krótkim czasie i trochę się to odbiło na treningach i startach, ale od tego momentu jest już dobrze. 

W co celujesz na igrzyskach? Stawiasz sobie jakiś plan minimum?

Mam wiarę i przekonanie w to, że mogę wygrać z każdym. Staram się doprowadzić więc do jak najlepszej formy na czas zawodów oraz szykuję się mentalnie, by w każdej walce wejść na moje 100%. Jeśli to osiągnę to może być bardzo dobrze. Konkretnego celu sobie nie stawiam, będę starał się być „tu i teraz” podczas każdej akcji. Do takiego samego nastawienia oczywiście będę też dążył podczas turnieju drużynowego i ze wzajemnym wsparciem i pójściem w ogień za naszą drużyną też mam nadzieję, że wejdziemy na nasz najwyższy poziom.