Spore dawka emocji na zakończenie tego tygodnia! Dziś na parkietach Orlen Basket Ligi odbyły się trzy spotkania, w których nie zabrakło niespodzianek. Zobaczymy zatem, co dokładnie wydarzyło się podczas niedzielnych pojedynków 8 kolejki rozgrywanych w Lublinie, Gdyni oraz Sopocie.
Start Lublin – MKS Dąbrowa Górnicza 95:81 (21:20, 27:15, 24:23, 23:23)
Niedzielę z Orlen Basket Ligą rozpoczynaliśmy w Lublinie, gdzie miejscowy Start próbował podtrzymać dobre nastroje po sensacyjnej wygranej nad Wicemistrzem Polski ze Szczecina. Zadanie, jakie czekało na podopiecznych trenera Wojciecha Kamińskiego nie było jednak łatwe, ponieważ do Hali Globus zawitała sensacja obecnego sezonu – MKS Dąbrowa Górnicza.
Zawodnicy Borisa Balbrei podchodzili do tego starcia z drobnymi zmianami kadrowymi. Souley Boum, czyli dotychczasowy lider dąbrowian, zamienił MKS na francuskie Limoges. Klub zareagował natychmiastowo, ściągając do Polski sprawdzonego na polskich parkietach gracza w postaci Tylera Cheese’a. Co więcej, do gry po poważnej kontuzji wrócił także Szymon Ryżek, dzięki czemu polska rotacja została delikatnie wzmocniona.
Przyjezdni mieli w trakcie tego pojedynku trochę problemów, choć pierwsze minuty starcia w Lublinie jeszcze tego nie pokazywały. MKS rozpoczął stanowczo, odważnie i przede wszystkim skutecznie. Najwyższa przewaga, jaką udało im się uzyskać to jednak zaledwie 3 oczka. Lublinianie za wszelką cenę nie chcieli narobić sobie kłopotów już na samym starcie, a ich determinacja pozwoliła im po chwili wyjść na prowadzenie. Mimo wszystko rezultat oscylował wokół remisu, a pierwsze 10 minut zakończyło się niewielkim zwycięstwem Startu w stosunku 21:20.
Druga kwarta obfitowała natomiast w dwa znaczące zwroty akcji. Na samym początku dąbrowianie odjechali gospodarzom na 7 oczek (28:21), ale ich dobra dyspozycja nie trwała zbyt długo. Podopieczni Wojciecha Kamińskiego w kilka minut odpowiedzieli rywalom ze zdwojoną siłą, dystansując ich nawet na 16 punktów. Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się rezultatem 48:35 na korzyść miejscowych, którzy mieli wówczas otwartą drogę do zwycięstwa.
Trzecia część spotkania przypomniała w pewnym stopniu tę poprzednią, jednakże wspomniane już zwroty akcji następowały w innych monetach. Początkowo Start utrzymywał zbudowaną wcześniej przewagę, nie dając przeciwnikowi zbliżyć się na mniej niż 10 oczek. Dobra gra Macieja Kucharka i Tylera Cheese’a nieustannie dawała tlen ekipie z Dąbrowy Górniczej, która mniej więcej w połowie kwarty zdołała przełamać żelazną barierę lublinian, zbliżając się na 53:56. To z perspektywy gości był jednak koniec pozytywnych wieści, bowiem drużyna z Lublina ponownie wrzuciła wyższy bieg. W efekcie MKS wychodził na ostatnie 10 minut, przegrywając 58:72.
Finałowa część tego pojedynku to koncert tylko i wyłącznie koszykarzy Startu. Swoją fenomenalną dyspozycję z każdą kolejną chwilą potwierdzał Tyran de Lattibeaudiere (autor 33 punktów) oraz Ousmane Drame (double-double na jego koncie – 14 punktów i 14 zbiórek). Po stronie przyjezdnych do świetnego dziś Cheese’a (też double-double 23 punkty, 14 asyst) w czwartej kwarcie nie dołączył już nikt. W związku z tym MKS nie był w stanie odrobić i tak pokaźnych już strat, ostatecznie ulegając gospodarzom w Lublinie 81:95.
Start: De Lattibeaudiere 33, Ramey 21, Drame 14 (14 zb.), Williams 12, Put 8, Karolak 5, Pelczar 2, Krasuski 0, Szymański 0
MKS: Cheese 23 (14 as.), Markusson 19, Kucharek 18, Cowels III 12, Łapeta 5, Załucki 4, Höök 0, Rajewicz 0, Ryżek 0
AMW Arka Gdynia – Energa Icon Sea Czarni Słupsk 88:80 (27:17, 20:26, 18:19, 23:18)
Starcie dwóch klubów znajdujących się na północy Polski zdawało się mieć swojego faworyta. Energa Icon Sea Czarni Słupsk, choć nie imponowali stylem gry, to swoje w tym sezonie zdążyli już wygrać. AMW Arka przed tą kolejką była natomiast czerwoną latarnią ligi, znajdując się na ostatnim miejscu w tabeli z zaledwie jedną wygraną. W Gdyni postanowili jednak dokonać pierwszych zmian, a winą obarczono trenera Artura Gronka. Polskiego szkoleniowca zastąpił Nikola Vasilev, co w niedalekiej przyszłości miało przynieść kolejne wygrane.
Drużyna gospodarzy dość mocno wzięła sobie do serca pierwsze zmiany w klubie, zaczynając spotkanie w naprawdę dobrym stylu. Gdynianie w połowie pierwszej kwarty zdołali objąć pewne prowadzenie, kończąc otwierające 10 minut z 10-punktową zaliczką (27:17).
Pierwsze akcje drugiej części meczu zdecydowanie lepiej wychodziły słupszczanom, którzy skutecznie zmniejszyli dystans do 4 oczek. Różnica między ekipami w pewnym momencie całkowicie zniknęła (43:43), jednak miejscowi nadal mieli wiele do powiedzenia. Ostatecznie wcześniej wspomniane 4 punkty na korzyść gospodarzy utrzymały się już do przerwy, a największą zasługą prowadzenia Arki była wówczas postawa Stefana Djordjevicia oraz Adama Hrycaniuka.
Kolejny fragment spotkania, podobnie jak pierwsza kwarta, był pod kontrolą AMW Arki. Wahania skuteczności w ich obozie powodowały, że prowadzenie nie było jednak bezpieczne, a przewaga raz wzrastała (nawet do 11 punktów), aby innym razem znacząco zmaleć (do zaledwie 3 oczek na koniec kwarty). Pozytywny impuls w ekipie Czarnych dał Justice Sueing czy Alex Stein, którzy odpowiadali za większość udanych ruchów swojego zespołu.
Do Amerykańskiego duetu gości dołączył jeszcze przebojowy Jakub Musiał. Dzięki lepszej grze w ofensywie, Energa Icon Sea Czarni zdołali wyrównać stan meczu (65:65) już w pierwszej wykończonej akcji decydującej odsłony tego pojedynku. Kluczowymi postaciami samej końcówki byli jednak koszykarze Arki, Łukasz Kolenda oraz Jakub Garbacz, którzy w odpowiednim momencie wzięli odpowiedzialność na swoje barki. W efekcie AMW Arka odskoczyła rywalom i dowiozła cenne zwycięstwo nad słupszczanami (88:80).
Arka: Djordjević 22, Kolenda 19, Durham 15, Garbacz 15, Hrycaniuk 11, Tolbert 6 (11 zb.), Kamiński 0, Sewioł 0, Szumert 0, Szymkiewicz 0
Czarni: Stein 16, Sueing 16, Musiał 11, Ford 7, Jackson 7, Hagins 6, Tomczak 6, Nowakowski 5, Dziemba 3
Trefl Sopot – Arriva Polski Cukier Toruń 75:68 (20:11, 22:28, 12:12, 21:17)
W ostatnim niedzielnym starciu w Orlen Basket Lidze spotkały się dwa zespoły, które są w trakcie sporych zmian. Z ekipy Trefla odszedł Tarik Phillip oraz Trey McGowens, a ich miejsca zajęli Nahiem Alleyne oraz Nick Johnson. Co więcej, w niedzielę niezdolny do gry był Aaron Best, zmagający się w tym czasie z urazem oka.
W obozie “Pierników” sytuacja również była skomplikowana, a nawet miała się jeszcze gorzej. Do klubu po podróży do Stanów Zjednoczonych nie wrócił Divine Myles, za którego pośpiesznie zakontraktowano Barreta Bensona. Wymiana ta nie odpowiada jednak pozycjom na boisku bowiem Benson to środkowy, natomiast Myles jawi się jako rozgrywający. W efekcie torunianie przyjechali do Trójmiasta w lekkiej rozsypce, a także bez rasowej “jedynki” w składzie.
Problem ten ujawnił się dość szybko, bo już na samym początku spotkania. Trefl z mało zgraną, ale silniejszą kadrą prezentował się po prostu lepiej, dość szybko wychodząc na dwucyfrowe prowadzenie. Największym problemem po stronie gości był atak, a dokładniej jego budowa i płynność. Bez składnych akcji i prostych rzutów Twarde Pierniki zdołały uzyskać zaledwie 11 punktów, co przy 20 oczkach rywali na koniec kwarty wyglądało mizernie.
Trener Subotić nie bez powodu ma jednak opinię jednego z lepszych szkoleniowców w OBL, a jego wskazówki podczas krótkiej przerwy odmieniły grę jego zespołu. Przyjezdni w drugiej części meczu wyglądali o niebo lepiej, wzbogacając swój dorobek aż o 28 punktów. Dzięki dobrej dyspozycji strzeleckiej Dominika Wilczka, rezultat oscylował w okolicach remisu (39:42). Taki obrót spraw mógł zatem martwić Żana Tabaka i jego podopiecznych, którzy ciągle poszukiwali odpowiedniego rytmu.
Mistrzowie Polski po przerwie nadal nie byli sobą, natomiast “Pierniki” sensacyjnie wymieniały się z nimi prowadzeniem. Po słabym występie we Włocławku, świetną formą imponował Wilczek, a dobrą pracę wykonywał Viktor Gaddefors czy Michael Ertel. To między innymi dzięki tej trójce Arriva Polski Cukier po 30 minutach pozostawał w walce o wygraną, zachowując realne szanse na ogromną niespodziankę.
Ostatecznie sensacji w Sopocie się nie doczekaliśmy, a to wszystko za sprawą chłodnej głowy i mistrzowskiego doświadczenia zawodników Trefla. Jarosław Zyskowski wykonał kawał dobrej roboty po atakowanej stronie boiska, kunszt rozgrywania pokazał nam Jakub Schenk, a próbkę swoich możliwości zaprezentował jeszcze Nick Johnson. To złożyło się na 75 punktów złotych medalistów Drużynowych Mistrzostw Polski ubiegłej kampanii, co przy 68 oczkach rywali oznaczało końcowe zwycięstwo.
W związku z tym Trefl odniósł siódmą wygraną w tym sezonie i z bilansem 7-1 utrzymuje się na fotelu wicelidera tuż za plecami Anwilu Włocławek. Twarde Pierniki zaliczyły natomiast już piątą porażkę, przez co ekipa z Torunia plasuje się obecnie w środku tabeli, zajmując 12 lokatę.
Trefl: Johnson 13, Schenk 13, Zyskowski 13, Groselle 9, Van Vliet 7, Alleyne 6, Witliński 6, Weathers 5, Jankowski 3
Toruń: Wilczek 20, Tomaszewski 13, Ertel 10, Gaddefors 9, Abu 6, Diduszko 6, Ryuny 2, Benson 2
Zostaw komentarz