Rozkręcamy 10 kolejkę Orlen Basket Ligi na dobre! Dziś byliśmy świadkami dwóch spotkań w polskiej ekstraklasie koszykarzy. Na początek w gdyńskiej Polsat Plus Arenie doszło do niezwykle ważnego starcia piętnastej z szesnastą ekipą w tabeli, natomiast godzinę później rozpędzony Start podejmował w Lublinie nieprzewidywalnych gości z Zielonej Góry. Zobaczmy zatem, jak zakończyły się piątkowe mecze na parkietach OBL.

AMW Arka Gdynia – Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski 79:91 (26:24, 15:28, 17:17, 21:22)

Starcie przedostatniej z ostatnią drużyną w tabeli można było nazwać mianem meczu o przysłowiowe 4 punkty. Wygrana w tym spotkaniu dawała Arce chwilę oddechu, a także oddalenie się od strefy spadkowej. Tasomix Rosiek Stal potrzebowała natomiast zwycięstwa, jak tlenu. Zespół prowadzony przez Andrzeja Urbana po 9 kolejkach miała najgorszy bilans w całej Orlen Basket Lidze, przy czym pozostali rywale nie próżnowali na rynku transferowym podczas ostatnich tygodni, znacząco wzmacniając swoje kadry.

Fot. Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski

Kluczowy fragment

Początek spotkania należał do ekipy gospodarzy, która przez większość czasu kontrolowała wynik i jednocześnie przebieg wydarzeń na parkiecie. Gdynianie dzięki dobrej postawie Stefana Djordjevicia oraz Jakuba Garbacza stopniowo budowali pewność siebie, osiągając w pewnym momencie aż 9 oczek przewagi (25:16). Przyjezdni nie przyjechali jednak do Gdyni na wycieczkę, a bardzo dobre ostatnie dwie minuty (seria 8-1) pozwoliły im zbliżyć się do Arki na zaledwie dwa punkty. Duża w tym zasługa Tyquana Rolona, który dał swojej drużynie wyraźny impuls po atakowanej stronie boiska, dwukrotnie trafiając do kosza, a także asystując.

Kolejna odsłona tego pojedynku okazała się być prawdopodobnie najważniejszym fragmentem całego spotkania. Zawodnicy Nikoli Vasileva już w pierwszych akcjach drugiej kwarty stracili zarówno prowadzenie, jak i kontrolę nad tym, co dzieje się na parkiecie. Stal przez 5 minut utrzymywała się na niewielkim prowadzeniu, aby następnie wrzucić wyższy bieg i odjechać miejscowym nawet na 11 punktów. Najwyższe wówczas prowadzenie zapewnił im Damian Kulig, jednak to wcześniej wspomniany Rolon błyszczał najjaśniej, ponieważ swoimi skutecznymi wjazdami pod kosz czy celnymi “trójkami” tłamsił wszelkie starania swoich rywali. Dzięki temu Tasomix Rosiek Stal schodziła na przerwę w zdecydowanie lepszych nastrojach, prowadząc z gdynianami 52:41.

Fot. Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski

Bezdyskusyjna kontrola

15 minut, które miało zmienić wszystko, nie zmieniło zupełnie nic. Szkoleniowiec AMW Arki podczas przerwy nie zdołał swoimi pomysłami odmienić późniejszej gry podopiecznych, przez co niezwykle trudną sztuką było zbliżanie się do stabilnej i pewnej siebie Stali. Ostrowianie prezentowali naprawdę przyzwoity poziom, przez większość czasu utrzymując przewagę na poziomie 11 punktów. W połowie trzeciej części meczu nastąpił drobny przełom bowiem gdyńscy liderzy skutecznymi popisami w ofensywie zmniejszyli różnicę między ekipami do zaledwie 6 oczek (50:56). Niestety, dla dobra widowiska, był to jednak ostatni moment nadziei dla drużyny z Trójmiasta. Problemy miejscowej defensywie wciąż sprawiał Tyquan Rolon, żywiołowo pod obręczą Arki walczył Jakub Parzeński, a swój spryt wykorzystywał Paxson Wojcik. Składne i zarazem skuteczne akcje przyniosły Stali ostatecznie 69 punktów po 30 minutach gry, co jednocześnie pozwoliło utrzymać 11 oczek przewagi nad zagubionymi wówczas gospodarzami.

Czwarta kwarta fenomenalnie rozpoczęta przez koszykarzy Stali praktycznie rozstrzygnęła losy tego starcia. Przez 240 sekund przyjezdni trafili aż trzy rzuty dystansowe (kolejno Rolon, Wojcik, Juskevicius), dodając do tego 4/4 z linii rzutów wolnych. Co więcej, pomylili się oni zaledwie jeden raz (z gry) przez 8 pierwszych minut, co nie pozwalało rywalom na zmniejszanie strat. Arka była bezradna, nieskuteczna, zrezygnowana i zagubiona. Reakcje trenera Vasileva w postaci wielu zmian i przerw na żądanie nie przynosiły praktycznie żadnego efektu, dzięki czemu Tasomix Rosiek Stal kończyła delegację do Gdyni spokojna o trzecie zwycięstwo w tym sezonie Orlen Basket Ligi. Tego spokoju i opanowania nie zachwiało nawet przebudzenie miejscowych w samej końcówce, którzy zaliczyli serię 8 punktów z rzędu.  Ostatecznie ostrowianie pokonali AMW Arkę Gdynia 91:79, odbijając się tym samym od samego dna tabeli, a także zrównując się bilansem (3-7) z dzisiejszym przeciwnikiem.

Fot. Arka Gdynia Kosz

Arka: Djordjević 26, Nenadić 20, Kolenda 16, Garbacz 13, Szymkiewicz 3, Sewioł 1, Hrycaniuk 0, Pacesas 0, Szumert 0

Stal: Rolon 21, Lambrecht 14, Kulig 13, Wojcik 12, Vene 11, Juskevicius 9, Parzeński 7, Zębski 4, Egner 0



Start Lublin – Zastal Zielona Góra 91:82 (16:30, 25:20, 26:17, 24:15)

Wieczorny pojedynek w Lublinie miał wyraźnego faworyta, który po kapitalnym widowisku i dwóch dogrywkach (122:121) pokonał w Hali Globus samych Mistrzów Polski z Sopotu. Start wydawał się być na fali wznoszącej, ponieważ wygrał 4 z 5 poprzednich spotkań i nie stracił na sile nawet przy kontuzji jednego z liderów drużyny (Emmanuel Lecomte). Belg otrzymał jednak godne zastępstwo bowiem Tevon Brown walnie przyczynił się do sensacyjnego triumfu nad Treflem w ubiegłą sobotę, genialnie wpasowując się do zespołu.

Fot. Start Lublin

Zastal znajdował się w znacznie gorszym położeniu, gdyż był jedną z kilku ekip z bilansem 3-6, co dawało gwarancję miejsca od 11 do 15. Gra zielonogórzan, podobnie jak rekord, nie zachwycała, a przyjście Vladimira Jovanovicia dotychczas nie spowodowało pozytywnych zmian.

Przygniatający początek

Klub z Zielonej Góry bywa jednak nieobliczalny, co świetnie pokazywały nam pierwsze minuty rywalizacji w Lublinie. Przyjezdni rozpoczęli z przytupem, a najwięcej pozytywnej energii dodawała postawa Kamariego Murphy’ego. Amerykański podkoszowy dominował rywali na ich połowie, zdobywając punkt za punktem w strefie podkoszowej (13 punktów po I kwarcie). Do Murphy’ego dołączył jeszcze skuteczny Wesley Harris (7 punktów) czy wszechstronny Sindarius Thornwell (7 punktów), dzięki czemu Zastal całkowicie uciszył miejscowych kibiców. Nie ma się jednak czemu dziwić, ponieważ przewaga gości po 10 minutach gry wynosiła aż 14 oczek (30:16).

Po chwili przerwy rozpędzeni zielonogórzanie nie zamierzali zwalniać tempa, a za punktowanie wziął się Michał Kołodziej, który dość szybko dorzucił od siebie dwa celne rzuty z gry. Poza nim nadal pod koszem szalał Kamari Murphy oraz Wesley Harris. Coraz więcej jasnych punktów zaczęło się jednak pojawiać po stronie lubelskiej. Jako pierwszy do odrabiania strat wziął się CJ Williams, chwilę później zrobił to natomiast MVP 9 kolejki OBL, Courtney Ramey. Do tej dwójki nieśmiało próbował dołączyć także Tevin Brown, co pozwoliło Startowi na niewielkie zminimalizowanie strat. Z 14 oczek po pierwszej kwarcie różnica zmalała do 9 na koniec kwarty drugiej, jednakże do osiągnięcia stabilizacji, podopiecznych Wojciecha Kamińskiego czekała jeszcze długa droga.

Fot. Start Lublin

Dram(e)atyczny obrót spraw

Druga połowa to kolejne niepokojące sygnały dla ekipy z Lublina, która zaczęła ten fragment meczu 0:4. Gospodarze zdołali dość sprawnie się ocknąć i po chwili wdrożyli plan naprawczy w życie. Środkowy Startu, Ousmane Drame, zaliczył świetne kilka minut na parkiecie, dominując w tym czasie swojego bezpośredniego rywala, wcześniej wspomnianego Kamariego Murphy’ego. Center Zastalu praktycznie nie istniał po przerwie, zdobywając mizerne 4 oczka.

Drame wówczas trafiał raz za razem, prowadząc swój zespół do wyrównania stanu meczu (58:58). Oprócz Gwinejczyka świetnie prezentował się również Brown, a także Tyran de Lattibeaudiere. Wymienione trio w barwach klubu z Lublina przywróciło nadzieje i realne szanse miejscowych na zwycięstwo, co jeszcze kilkanaście minut wcześniej wydawało się niemożliwe.

Na tym jednak zawodnicy Startu nie poprzestali bowiem swoją konsekwencją i determinacją zdołali objąć pierwsze w tym meczu prowadzenie, którego, jak się później okazało, nie oddali już do samego końca. De Lattibeaudiere i Drame przełożyli dobrą dyspozycję z trzeciej kwarty na czwartą, kilka oczek dorzucił też Jakub Karolak, a twarda defensywa i słaba skuteczność Zastalu spowodowała, że różnica między zespołami w 36 minucie meczu wzrosła do 9 punktów.

Podopieczni Vladimira Jovanovicia przez fatalne wykończenie akcji nie mieli zatem zbyt wiele do powiedzenia w najważniejszym fragmencie spotkania, rzucając zaledwie 15 oczek. W efekcie Start Lublin pokonał Zastal Zieloną Górę 91:82, odnosząc 4 wygraną z rzędu. Dzięki temu zespół lublinianie umocnili się w ścisłej czołówce Orlen Basket Ligi, zyskując miano poważnego kandydata do bezpośredniego awansu do fazy play-off.

Fot. Start Lublin

Start: Drame 20, Latibeaudiere 18, Brown 14, Ramey 12, Karolak 9, Williams 8, Put 5, Pelczar 3, Szymański 2, Krasuski 0

Zastal: Murphy 22, Harris 20, Thornwell 13, Kołodziej 10, Saulys 8, Hodge 5, Matczak 2, Sitnik 2, Woroniecki 0, Żmudzki 0