Za nami pracowity dzień na boiskach Orlen Basket Ligi. Do walki o meczowe zwycięstwo weszło dziś aż 10 zespołów, co przekłada się na zawrotną liczbę 5 rozegranych spotkań. Zobaczmy, kto schodził w niedzielę z parkietu jako zwycięzca, a kto tym razem musiał przełknąć gorycz porażki.

Zastal Zielona Góra – Legia Warszawa 84:94 (27:29, 28:26, 6:29, 23:10)

Pierwsze niedzielne spotkanie Orlen Basket Ligi rozpoczęliśmy w Zielonej Górze, gdzie miejscowy Zastal mierzył się z Legią Warszawa. Stołeczny klub, pomimo wpadki na inaugurację z outsiderem z Dąbrowy Górniczej, miał dziś odnieść bezapelacyjny triumf. Przewidywania były o tyle uzasadnione, że zielonogórzanie nie wygrali jeszcze w obecnej kampanii, a ich styl gry pozostawiał wiele do życzenia.

Teoria to jedno, a praktyka, to drugie. Legioniści nie mieli dziś łatwiej przeprawy, spotykając się ze sporymi trudnościami w trakcie pobytu w CRS w Zielonej Górze. Miejscowi przez pierwsze 20 minut postawili twarde warunki, remisując do przerwy 54:54.

Fot. FIBA

Tuż po przerwie Zastal zupełnie zgasł. Warszawianie w trzeciej części meczu rozbili gospodarzy aż 29:6, przez co wydawało się, że kwestia zwycięstwa była już zamknięta. Podopieczni Ivicy Skelina postanowili jednak dostarczyć garść emocji kibicom zgromadzonym dzisiejszego przedpołudnia w zielonogórskiej hali. Przyjezdni rzucili w czwartej kwarcie zaledwie 10 punktów, dając przeciwnikowi drugie życie. Ostatecznie stołeczny klub zdołał się obronić, zachowując część ogromnej przewagi, triumfując nad Zastalem Zielona Góra 94:84.

Zastal: Thornwell 21, Matczak 14, Saulys 13, Kołodziej 11, Harris 9, Browning 6, Murphy 5, Woroniecki 5

Legia: McGusty 24, Kolenda 14, Jones 12, Pluta 12, Silins 11, Vucić 10, Evans 9, Grudziński 2

Fot. Legia Kosz


AMW Arka Gdynia – King Szczecin 83:79 (19:15, 20:22, 20:24, 24:18)

Dwa bieguny. Tak można było określić położenie drużyn, które mierzyły się w niedzielne popołudnie na gdyńskiej hali. AMW Arka rozpoczęła ten sezon fatalnie, ponosząc dwie porażki w dwóch meczach. King za to zdołał ustrzec się błędów, dzięki czemu po dwóch kolejkach OBL pozostawał niepokonany.

Sam pojedynek nadmorskich klubów przyniósł nam jednak naprawdę sporo koszykarskich emocji. Wicemistrzowie Polski nie byli w stanie skutecznie kontrolować przebiegu wydarzeń, co skrzętnie wykorzystywała drużyna prowadzona przez Artura Gronka. Ostatecznie miejscowi zakończyli pierwszą połowę na minimalnym prowadzeniu (39:37), choć można było się spodziewać, że King nie odpuści i wróci silniejszy.

Fot. Orlen Basket Liga

Dominacji po przerwie nie widzieliśmy, ale drobne korekty już tak. Szczecinianie co prawda prezentowali się nieco lepiej, jednakże ich gra nadal nie pozwalała na zdystansowanie dobrze zorganizowanej ekipy gospodarzy.

Ostatnia kwarta przyniosła nam natomiast nieoczekiwany obrót spraw. AMW Arka ruszyła zdecydowanie do ataku, czym zaskoczyła zawodników Kinga, którzy wyglądali na nieco zdezorientowanych. Dzięki chwili słabości rywali, gdynianie zbudowali sobie bezpieczną przewagę, utrzymując się na czele już do samego końca. W efekcie Arka pokonała wicemistrzów Polski 83:79, odnosząc pierwsze zwycięstwo w obecnym sezonie OBL.

Arka: Djordjević 23, Kolenda 20, Garbacz 10, Durham 9, Szumert 8, Tolbert 8, Kamiński 5, Hrycaniuk 0, Sewioł 0, Szymkiewicz 0

King: Dziewa 16, Mazurczak 15, Meier 13, Brown 11, Kostrzewski 8, Nicholson 8, Myers 3, Kierlewicz 2, Wójcik 2


Tauron GTK Gliwice – MKS Dąbrowa Górnicza 81:79 (20:24, 16:17, 24:17, 21:21)

Już w trzeciej kolejce przyszedł czas na derby województwa Śląskiego. Zarówno GTK, jak i MKS podchodziły do tego spotkania, mając na koncie po jednym, ale sensacyjnym, zwycięstwie. Gliwiczanie w pierwszej rundzie niespodziewanie rozbili faworyzowany WKS Śląsk, za to dąbrowianie pokonali na wyjeździe zdobywcę Pucharu Polski – Legię Warszawa. Dziś to gospodarze mieli rozdawać karty, co jednak nie sprawdziło się w stu procentach.

MKS rozpoczął derby dość przyzwoicie, narzucając gliwiczanom swój rytm gry. Gospodarze natomiast reagowali bardzo szybko, nie pozwalając przyjezdnym na dominację, co spowodowało, że wynik utrzymywał się w okolicach remisu.

Później nad GTK zebrały się czarne chmury. Miejscowi na początku drugiej kwarty nie byli w stanie dorównać MKS-owi, ponieważ zarówno skuteczność, jak i organizacja akcji znacząco się pogorszyły. Przewaga gości osiągnęła w pewnym momencie nawet 10 oczek, jednakże finalnie nie wyszło tak źle, jak się w Gliwicach spodziewano. Dąbrowianie co prawda schodzili na przerwę będąc na prowadzeniu, jednakże dystans między drużynami wynosił już tylko 5 punktów.

Fot. GTK Gliwice

W kolejnych 10 minutach to GTK przejęło kontrolę, co krok po kroku prowadziło ich do umocnienia swojej pozycji w tym meczu. Po trzeciej kwarcie ekipa z Gliwic prowadziła już 6 punktami, a sam sposób konstruowania akcji przynosił zdecydowanie lepsze efekty, niż przed przerwą. Najważniejsze było jednak to, że gliwiczanie zaczęli trafiać do kosza, dzięki czemu utrzymywali niewielki dystans nad rywalem.

Ostatnia część derbów przyniosła kibicom naprawdę wiele emocji. Obie ekipy wymieniały się na prowadzeniu, aby koniec końców rozstrzygnąć mecz podczas ostatnich kilku sekund. Ostatecznie to podopieczni Pawła Turkiewicza wykazali się lepszą odpornością psychiczną, pokonując MKS 81:79. Tym samym Tauron GTK Gliwice zanotowało już drugie zwycięstwo w tym sezonie.

GTK: Ihring 29, Frąckiewicz 13, Gordon 11, Toppin 10, Laksa 8, Czerapowicz 5, Busz 2, Piśla 2

MKS: Boum 16, Łapeta 16, Ali 11, Markusson 10, Piechowicz 8, Załucki 8, Cowels 4, Hook 3, Kucharek 3


Energa Icon Sea Czarni Słupsk – Anwil Włocławek 86:104 (22:28, 20:26, 20:19, 24:31)

Czarni liczyli na przełamanie, ale… trudno o to z takim rywalem, jak ten dzisiejszy.

Początek sezonu w wykonaniu drużyny ze Słupska opisuje kilka gorzkich słów – wyniki dużo poniżej oczekiwań zarówno kibiców, jak i ekspertów. Drugi w obecnej kampanii mecz na własnym terenie mógłby przynieść długo wyczekiwaną pozytywną zmianę, jednakże nie można zapominać, kto dziś pojawił się w Hali Gryfia. Niepokonany dotąd zespół w OBL, dobrze poukładana ekipa z szeroką rotacją i świetnymi graczami w swojej kadrze. Chyba nic więcej nie trzeba dodawać o niedzielnym przeciwniku Energa Icon Sea Czarnych, aby przekonać się, jaka siła drzemie w szeregach Anwilu Włocławek.

Wszystko tak naprawdę powiedziała nam sytuacja na boisku, a tam niezmiennie rządzili włocławianie. Początkowe minuty zdecydowanie należały do nich, co potwierdzała tablica wyników, która po 20 minutach rywalizacji wskazywała 54:42 na korzyść drużyny gości.

Fot: www.fiba.basketball

Przyjezdni przez większość pojedynku prezentowali się świetnie, choć nie ustrzegli się także chwili słabości. Ta nadeszła na początku drugiej połowy, kiedy to gospodarze zaliczyli serię 12:0. Trener Selcuk Ernak wierzył jednak w umiejętności swoich podopiecznych, nie przerywając za pomocą przerwy na żądanie fenomenalnej gry słupszczan. “Rottweilery” zdołały w dalszej części meczu uspokoić grę, dzięki czemu wysforowały się na bezpieczną, kilkupunktową przewagę. Ostatecznie Anwil po świetnej czwartej kwarcie pokonał w Słupsku ekipę Czarnych aż 104:86.

Czarni: Hagins 17, Jackson 14, Sueing 14, Stein 13, Nowakowski 8, Tomczak 8, Musiał 7, Ford 3, Dziemba 2

Anwil: Funderburk 22, Nelson 16, Turner 16, Michalak 10, Ongenda 10, Taylor 9, Sulima 6, Petrasek 5, Łączyński 4, Gruszecki 3, Łazarski 3


PGE Spójnia Stargard – Tasomix Rosiek Stal Ostrów Wielkopolski 79:73 (19:23, 19:16, 16:21, 25:13)

Na koniec pełnego koszykarskich emocji dnia mogliśmy śledzić zmagania walecznej Spójni Andreja Urlepa z odmłodzoną drużyną Stali Ostrów. Obie ekipy prezentują się na początku tego sezonu przyzwoicie, choć momentami brakuje im zimnej krwi w decydujących minutach, w których ważą się losy zwycięstwa. Jak się okazuje, nie inaczej było także dzisiaj.

Gospodarze rozpoczęli spotkanie od konieczności gonienia za rywalem, który kolejny raz w obecnej kampanii bardzo odważnie wszedł w mecz. Tasomix Rosiek Stal co prawda nie prezentowała się na tyle dobrze, aby zdystansować Spójnię, jednakże przez 3/4 czasu gry skutecznie utrzymywała się na minimalnym prowadzeniu. Szczególnie dobra dla gości była trzecia kwarta, którą ostrowianie zwyciężyli 5 punktami. W efekcie przed finałowymi 10 minutami Stal nadal pozostawała na czele (60:54).

Fot. PGE Spójnia Stargard

Od tego momentu to jednak miejscowi pokazywali dojrzałą i przemyślaną koszykówkę. Stosunkowo młody, niedoświadczony zespół z Ostrowa próbował ratować się chaotycznymi rzutami, które nie przynosiły efektów. Po stronie stargardzian nad stroną taktyczną czuwał za to trener Urlep, a na boisku jego wskazówki najlepiej wykorzystywał lider Spójni – Luthar Muhammad. Amerykanin w decydującym momencie poprowadził swoją drużynę do wygranej 79:73, zapisując na swoje konto 20 oczek.

Spójnia: Muhammad 20, Langović 17, Martinez 15, Kowalczyk 9, Cooper 4, Gordon 4, Kikowski 4, Słupiński 4, Krużyński 2, Yam 0

Stal: P. Wójcik 20, Vene 14, Lambrecht 12, Rosenthal 10, J. Wójcik 9, Egner 3, Zębski 3, Rolon 2