Brązowi medaliści ubiegłego sezonu w tarapatach! WKS Śląsk poległ we własnej hali w hicie 4 kolejki OBL z Kingiem Szczecin 66:67. W efekcie drużyna Miodraga Rajkovicia zalicza fatalne wejście w nowy sezon, legitymując się bilansem 1-3.
King uderza, Śląsk tonie. Wrocławianie znajdują się w ogromnym kryzysie na początku kampanii 2024/25. Zaledwie jedno zwycięstwo po czterech kolejkach OBL oraz brak wygranej w dwóch meczach BCL trzeba uznać za ogromne rozczarowanie. WKS wygląda na papierze zdecydowanie lepiej, niż faktycznie prezentuje się na parkiecie. Kreowani na liderów koszykarze, nie dowożą, co stanowi duży problem dla Miodraga Rajkovicia, który być może poszuka transferu.
Serbski szkoleniowiec niedługo może nie mieć innego wyjścia, jak udać się na rynek transferowy w poszukiwaniu zastępstwa za któregoś z obcokrajowców. Najwięcej obrywa się Jeremiemu Senglinowi, ale nie tylko on znajduje się teraz na świeczniku. Pokazuje to tylko, że klub z Dolnego Śląska czekają niezwykle emocjonujące najbliższe tygodnie.
Szczecinianie wcale nie prezentują się lepiej, niż ich dzisiejszy rywal, choć piątkowe zwycięstwo daje im zdecydowanie więcej luzu i bardzo potrzebny oddech. Po porażce w Gdyni oraz niechlubnej serii w rozgrywkach BCL podopiecznych Arkadiusza Miłoszewskiego również spotkała krytyka i to jak najbardziej uzasadniona. King ratuje się jednak wynikami w rozgrywkach OBL, co pozwala im utrzymywać się w czołówce na polskich parkietach oraz próbować walczyć o nagrodę pocieszenia (pojedyncze wygrane) w europejskich pucharach.
Mocne wejście gospodarzy
Śląsk od samego początku wyglądał na zmobilizowaną i zdeterminowaną drużynę, która chciała nareszcie wejść na zwycięską ścieżkę. King natomiast prezentował się przeciętnie, kontynuując słabą grę z poprzedniego meczu z AMW Arką oraz przegranego pojedynku w Lidze Mistrzów przeciwko Filou Oostende. Zdecydowanym liderem ekipy z Wrocławia był Marcel Ponitka, a swoje dokładali także Isaiah Whitehead czy Angel Nunez. Gospodarze wygrali obie kwarty w pierwszej połowie (pierwszą 20:14, drugą 18:14), dzięki czemu schodzili na przerwę z 10-punktową przewagą. Szczecinianie mieli natomiast o czym myśleć, ponieważ ich górną granicą punktową w każdej części gry było zaledwie 14 oczek.
Efektowny powrót Kinga
Po przerwie King zaliczył fenomenalną serię 13:1, która pozwoliła im objąć prowadzenie. Podopieczni Miodraga Rajkovicia zupełnie przespali początek trzeciej kwarty, jednakże po bolesnym ciosie dość szybko zdołali się podnieść. Wrocławianie zdobyli 9 oczek przy zaledwie jednym rywali, co ponownie przyniosło im bezpieczną przewagę. Ta część meczu zakończyła się ostatecznie zwycięstwem szczecinian (21:19), choć nadal nie dawało im to tego do czego dążyli, czyli stabilizacji i odrobienia strat.
Śląsk nie wytrzymał ciśnienia i po raz kolejny bardzo szybko stracił to, co wypracował sobie we wcześniejszych 30 minutach. W efekcie Wicemistrzowie Polski wrócili z dalekiej podróży licząc się w walce o końcowy triumf. Od połowy decydującej odsłony tego meczu zespoły dzieliły maksymalnie 3 oczka, a sama końcówka obfitowała w niecelne rzuty i zmarnowane okazje.
Zimną krew w najważniejszej sytuacji w tym pojedynku zachował jednak Aleksander Dziewa, który trafił spod kosza, jednocześnie będąc faulowanym. Po przerwie na żądanie Dziewa okazał się skuteczny na linii rzutów wolnych. Dzięki temu King objął prowadzenie, którego nie oddał już przez kolejne 2 sekundy. W związku z tym zespół ze Szczecina wyjechał z Hali Stulecia ze zwycięstwem, w dramatycznych okolicznościach pokonując miejscowy Śląsk 67:66.
WKS Śląsk Wrocław – King Szczecin 66:67 (20:14, 18:14, 19:21, 9:18)
Śląsk: Ponitka 13, Nunez 11, Whitehead 10, Senglin 9, Gołębiowski7, Blackshear 6, Kulikowski 4, Bogucki 3, Penava 3, Lynch 0
King: Woodard 12, Mazurczak 11, Nicholson 10, Brown 9, Dziewa 9, Myers 9, Meier 3, Kostrzewski 2, Wójcik 2
Zostaw komentarz