Joanna Kil – polska skoczkini narciarska, dwuboistka klasyczna, kombinatorka norweska, reprezentantka klubu KS Chochołów. Uczestniczka mistrzostw świata juniorów (2018 i 2019). Brązowa medalistka uniwersjady (2023). Medalistka Mistrzostw Polski w skokach narciarskich.
Zanim zaczniemy przyjmij proszę gratulacje od całej redakcji Sukcesów Biało Czerwonych, za świetne wyniki w tegorocznych konkursach.
Jak Twoje samopoczucie po ostatnich zawodach? Wróciłaś już do “codzienności”?
JK: Bardzo dziękuję za gratulacje! Tak, po ostatnich startach wróciłam do domu na święta i Nowy Rok czyli można powiedzieć że do „codzienności”, ale zaraz po nowym roku udaliśmy się na obóz do Ramsau i Planicy, więc tylko na chwilę zawitałam w rodzinne strony.
Twoim celem w grudniowym PŚ była pierwsza piętnastka. Czyli cel został osiągnięty. Jaki jest kolejny?
JK: Można powiedzieć że celem na cały ten sezon była i jest piętnastka Pucharu Świata. Jestem zadowolona ze swojej aktualnej dyspozycji, mam też nadzieję że uda mi się poprawić jeszcze skoki i zajmować wyższe lokaty, co oczywiście ułatwia rywalizację w biegu. Wiadomo że chciałabym i chce mierzyć wysoko, ale realnym celem jest systematyczne punktowanie w top 15.
Wielu sportowców często wyrzuca sobie, że mogliby zrobić coś inaczej, lepiej. Też tak masz? Czy teraz, kiedy emocje już nieco opadły nie czujesz lekkiego niedosytu, że mogłaś zrobić coś inaczej, że może wtedy byłaby na przykład pierwsza dziesiątka?
JK: Oczywiście zawsze jest „coś” do poprawy, zawsze też można zrobić „coś” lepiej. Uważam, że z każdego startu trzeba wyciągać wnioski, po to też startujemy żeby się tego uczyć. Ja zazwyczaj kończąc zawody nie jestem z siebie do końca zadowolona, bo mimo tego, że zdaję sobie sprawę z tego, że dałam z siebie tyle ile mogłam, to czuję niedosyt. Uważam, że jest do dobre, ponieważ podczas kolejnych zawodów wiem na co bardziej zwracać uwagę.
Jesteś naszą jedyną reprezentantką w kombinacji norweskiej. Czy w związku z tym odczuwasz większą presję?
JK: Nie, nie odczuwam presji. Trenuję sama. Można powiedzieć, że mam indywidualny tok treningowy. Bardzo dużo zawdzięczam osobom, które pomagają mi na każdym etapie. Może właśnie z tego względu nie czuję presji, bo nie ma zbyt wiele osób które mogłyby ją na mnie nakładać.
12 stycznia czeka Cię kolejny konkurs, tym razem w Oberstdorfie. Której z rywalek najbardziej się obawiasz i dlaczego?
JK: Myślę, że tak naprawdę żadnej. Wszystkie rywalizujemy na bardzo podobnym poziomie. Uważam, że ważne jest żeby dawać z siebie wszystko i z tej właśnie rywalizacji czerpać radość.
Mówią o Tobie, że jesteś emerytką, która wróciła po trzyletniej przerwie. Czujesz się nią? Czy w ogóle dwudziestoczterolatka
może być emerytką? 😉
JK: To akurat jest bardzo dobre pytanie. Rok temu narodziło się określenie – emerytka sportowa i właśnie sama nie do końca wiem od czego to się wzięło (śmiech). Racja, wróciłam po przerwie i nie był to planowany powrót. W gronie zawodniczek – jeszcze rok temu czułam się „nowa” ze względu na to, że przez trzy lata mnie w tej grupie nie było, ale emerytką chyba jednak jeszcze się nie czuję.
Skoro jesteśmy w temacie Twojego powrotu to musimy powiedzieć, że zawdzięczamy go Krystianowi Długopolskiemu. Twojemu pierwszemu trenerowi, który musiał długo Cię namawiać do skakania. Kiedy mówiłaś mu, że “pójdziesz skoczyć jeśli otworzą nowe skocznie w Zakopanem” to faktycznie miałaś nadzieję na ich otwarcie czy jednak go zbywałaś?
JK: Na początku było to trochę zbywanie trenera. Po tym jak skończyłam skakać nie bardzo chciałam myśleć o powrocie, zwłaszcza że na kombinację norweską kobiet w Polsce nadal nie było miejsca. Później jednak wyjazd na skocznie do Zakopanego stawał się coraz bardziej realny, aż w końcu w październiku 2021 roku usiadłam na belce i tak zostało.
Mówiono o Tobie też, że byłaś nadzieją kobiecych skoków. Co było przyczyną Twojej rezygnacji ze sportu?
JK: Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie. Tak naprawdę na moją decyzję wpłynęło wiele czynników. Nie ukrywam, że głównym powodem był niestety brak warunków do uprawiania kombinacji norweskiej. W tamtym okresie skończyłam także liceum, poszłam do pracy, zaczęłam studia i sport spadł na drugi plan.
Pomimo młodego wieku zdobyłaś mnóstwo medali. Które krążki są dla Ciebie najważniejsze i dlaczego?
JK: Dla mnie osobiście najważniejszy jest srebrny medal zdobyty na zawodach „Koziołek Matołek” w 2004 roku, gdzie tak naprawdę zaczęła się moja przygoda ze sportem. Moim drugim, również ulubionym jest brązowy medal z Lake Placid zdobyty na zimowej uniwersjadzie. Z tym medalem wiąże się naprawdę sporo emocji i jest mocno sentymentalny.
Jesteś już policjantką?
JK: Policjantka jeszcze nie jestem, ale mam takie plany.
Dlaczego wybrałaś akurat kryminalistykę?
JK: Kryminalistyka wydaje się być dla mnie bardzo ciekawym ale też trudnym kierunkiem. Mówię „wydaje się”, ponieważ jeszcze całkiem jej nie poznałam.
Trenerka młodzieży w KS Chochołów, reprezentantka naszego kraju w kombinacji norweskiej i praca w policji – jak chcesz to wszystko pogodzić?
JK: Chcę i godzę (śmiech). Jeszcze nie policjantka, ale na studiach o kierunku policyjnym. Jest ciężko, czasem wymaga to dużej logistyki i na pewno gdyby nie ludzie którzy mnie otaczają i bardzo pomagają, to byłoby to niewykonalne. Jestem osobą której ciężko jest siedzieć w domu, dlatego dużo obowiązków nakładam na siebie sama, a potem dążę do ich realizacji.
Kto jest sportowym wzorem/idolem Joanny Kil?
JK: Nie mam jednego wybranego/ulubionego sportowego idola. Obserwuję dużą część osób z różnych dyscyplin, staram się w nich czasem szukać motywacji. Bardzo lubię sportowców, którzy pokazują jak tak naprawdę wygląda sport zawodowy z ich strony.
Są wśród nich nasi skoczkowie? Wiem, że spotykaliście się na treningach w klubie.
JK: Tak, oczywiście. Spotykamy się najczęściej na siłowni i skoczniach w Polsce.
Mówiłaś niedawno, że skupisz się nad poprawą techniki na skoczni. Co dokładnie chcesz poprawić?
JK: W ostatnim czasie w głowie zabrakło pewności siebie na skoczni. Mało też mam skoków na śniegu, dlatego jedyne czego mi brakowało to spokojnego treningu. Teraz mam okazję trenować na skoczniach w Planicy, dlatego skupiamy się mocno nad tym elementem.
Zdradzisz nam jak wygląda Twój trening?
JK: Trening na skoczni, to zazwyczaj 5/6 skoków oddawanych jeden po drugim, oczywiście po rozgrzewce, która trwa 30/40 min. Natomiast jeśli chodzi o trening biegowy to w okresie startowym jest od 60 do 80 minut biegania, w tym dużo elementów dynamiki i potrzymania aktualnej dyspozycji.
Wielu sportowców mówi, że trzymanie diety nie jest ani łatwe, ani przyjemne. Jak jest u Ciebie – męczysz się czy to już rutyna?
JK: Dla mnie to już rutyna. Od 12 lat trenuje skoki narciarskie ale trzymanie diety zaczęło się trochę później. Myślę, że jest to nieodłączny element każdej dyscypliny sportowej. Ja mam o tyle „komfort” w porównaniu ze skoczkiniami narciarskimi, że dodatkowo jeszcze muszę biegać, więc potrzebuje większej ilości kalorii, które spalam podczas treningu biegowego. Jak każdy sportowiec myślę, że odzywam się dobrze, ale też nie mam większych ograniczeń.
Czego można Ci życzyć w nowym 2024 roku?
JK: Myślę że wystarczy życzyć mi zdrowia. To chyba jedyna rzecz na którą racjonalnie nie mamy do końca wpływu, a która jest najważniejsza. Jeśli tylko będzie zdrowie to będzie i możliwość do spełniania marzeń.
W takim razie życzymy dużo zdrowia i trzymamy kciuki za kolejne zawody
Zostaw komentarz