Takiego przebiegu tego meczu chyba nikt się nie spodziewał! Mający problemy w ostatnim czasie ze strzelaniem goli Raków Częstochowa zdemolował Lecha Poznań w jednym z dwóch hitów 23. kolejki PKO BP Ekstraklasy! Drużyna Dawida Szwargi wyglądała jak ten zespół mistrzowski, z zeszłego sezonu. Lech za to zagrał jeden z najgorszych meczów w tym sezonie.
Pierwszy raz do bramki strzeżonej przez Bartosza Mrozka trafił na koniec pierwszego kwadransa, bezpośrednio z rzutu wolnego, Bartosz Nowak. Początkowo jego zagranie wyglądało na wrzutkę, ale nikt nie dotknął piłki, która jeszcze skozłowała przed samym bramkarzem Lecha i zaskoczyła nie tylko jego, ale wszystkich zgromadzonych na stadionie w Częstochowie. Raków często wychodził do pressingu, co często przynosiło wymierne efekty. Jednym z nich był drugi gol, na którego kibice Medalików nie musieli długo czekać. W 25. minucie prowadzenie podwyższył Gustav Berggren. Duży błąd popełnił Radosław Murawski. Podanie pomocnika poznańskiego klubu z łatwością przejął były piłkarz Häcken i zdecydował się na strzał sprzed pola karnego. Więcej w tej sytuacji mógł zrobić Bartosz Mrozek, któremu piłka prześlizgnęła się po rękawicy. Raków poszedł za ciosem i minutę później mógł trafić trzecią bramkę. Niecelnie jednak lewą nogą uderzył Nowak. Lech w kolejnych minutach ciągle miał niewiele do powiedzenia. Gospodarze w pełni kontrolowali przebieg tego spotkania. W 33. minucie lewą stroną popędził Otieno i wrzucił na pole karne, a tam strzał głową Crnaca został zablokowany. Natomiast w 36. minucie kibice po raz trzeci krzyczeli i skakali z radości, bo drugiego gola w tym meczu zdobył środkowy pomocnik, Gustav Berggren. Tę akcję Rakowa, złym, niecelnym podaniem zapoczątkował Antonio Milić, piłkę przejął Ante Crnac, zagrał on na prawe wahadło do Frana Tudora, a ten podał do Szweda, który ruszył do przodu i zdecydował się na strzał z niemal identycznej pozycji, jak przy swoim pierwszym golu. Po jego uderzeniu piłka trafiła jeszcze w stopę Milicia i z tym rykoszetem nie miał szans poradzić sobie Mrozek. Lech był na deskach. Lech był bezradny. Co ciekawe, po pierwszej połowie współczynnik xG po stronie Rakowa wynosił zaledwie 0,42, co przy trzech golach strzelonych jest wynikiem bardzo niskim. Lecha wynik w tej statystyce był równy 0,10, co w pełni odzwierciedlało poczynania ofensywne Kolejorza.
Do drugiej części meczu Lech Poznań przystąpił w mocno zmienionym składzie. Trener Mariusz Rumak zdecydował się w przerwie na cztery zmiany. Jednakże przebieg tego spotkania się nie zmienił. Lech ciągle nie miał pomysłu i odwagi, a gospodarze napierali. Były mniej groźne strzały, jak ten w środek bramki Nowaka, ale były również sytuacje, w których Mrozek musiał się natrudzić. Chociażby okazja z 61. minuty, gdy po ładnym, z siatką podaniu Crnaca, na bramkę Lecha uderzył Kochergin, ale bramkarz gości świetnie interweniował. Natomiast w minucie 69. nastąpiła akcja, która doskonale podsumowała dzisiejsze poczynania Kolejorza. Najpierw z dużej niefrasobliwości Tudora, któremu odskoczyła piłka, nie skorzystał Ba Loua, który sam… poślizgnął się, dzięki czemu Chorwat mógł spokojnie opanować piłkę i wrzucić na głowę Nowaka, z który z piątego metra trafił w słupek, ale futbolówka po obiciu aluminium następnie trafiła w Mrozka i… wpadła do siatki. Festiwal pomyłek Kolejorza trwał w najlepsze. W ataku obraz Poznaniaków był odbiciem gry Adriela Ba Loui, który gdy próbował dryblować, to przewracał się na piłce. A Raków miał w wielu momentach mnóstwo swobody i przestrzeni. Na stadionie w Częstochowie trwało święto, którego ani na chwilę nie zdołał przerwać zespół z Poznania, bo nie oddał on nawet jednego celnego strzału. Był to prawdziwy koncert gospodarzy.
Raków Częstochowa zagrał jak za czasów Marka Papszuna. Dzisiejsze spotkanie bardzo przypominało mecze za kadencji 49-latka. Polot, dynamika, pressing, ofensywa. To wszystko dziś miał zespół mistrza Polski. Była to świetna reakcja po dotkliwej porażce w ćwierćfinale Pucharu Polski z Piastem Gliwice i wysłany mocny sygnał, że Raków wraca do gry o obronę mistrzowskiego tytułu. Drużyna spod Jasnej Góry jest piąta w tabeli (39 pkt), z sześcioma punktami straty do lidera z Wrocławia, ale i z meczem zaległym. Zaś Lech zagrał jeden z najgorszych, a być może nawet najgorszy mecz w tym sezonie. Zespół Kolejorza wyglądał dziś dramatycznie i nie miał absolutnie nic do powiedzenia. Łącznie 6 strzałów, 0 celnych, to bardzo przykre dla sympatyków Lecha podsumowanie. Goście dzisiejszego spotkania są na 40. miejscu w tabeli i mają na ten moment 40 punktów.
Teraz mistrzów Polski czekają aż 3 z rzędu wyjazdy, a nie jest to w tym sezonie domena drużyny Dawida Szwargi. Aczkolwiek będą to mecze z drużynami, które zajmują odpowiednio: 16., 15. i 18. miejsce w tabeli, więc o punkty wcale nie powinno być tak trudno. Natomiast przed Lechem teraz wyjazd na bardzo ciężki teren do Zabrza, a następnie przy Bułgarskiej derby z Wartą.
Składy:
Raków: 1 Vladan Kovacević – 25 Bogdan Racovitan, 24 Zoran Arsenić, 4 Stratos Svarnas (90+1′ Kamil Pestka) – 7 Fran Tudor, 5 Gustav Berggren, 30 Vladyslav Kochergin (90+1′ Peter Barath), 26 Erick Otieno (72′ Jean Carlos Silva) – 21 Dawid Drachal (73′ John Yeboah), 19 Ante Crnac, 27 Bartosz Nowak (83′ Łukasz Zwoliński)
Rezerwowi: Bieszczad, Rodin, Myszor, Masiak
Trener: Dawid Szwarga
Lech: 41 Bartosz Mrozek – 2 Joel Pereira (46′ Miha Blažič), 18 Bartosz Salamon, 16 Antonio Milić (46′ Alan Czerwiński), 15 Michał Gurgul – 22 Radosław Murawski, 6 Jesper Karlström – 8 Ali Gholizadeh (82′ Elias Andersson), 21 Dino Hotić (46′ Filip Szymczak), 11 Kristoffer Velde (46′ Adriel Ba Loua) – 10 Filip Marchwiński
Rezerwowi: Bednarek, Douglas, Kvekveskiri
Trener: Mariusz Rumak
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock)
Sędziowie VAR: Tomasz Musiał, Krzysztof Myrmus
Żółte kartki: 8′ Svarnas, 21′ Drachal, 29′ Crnac – 5′ Gurgul, 40′ Marchwiński
Zostaw komentarz